czwartek, 12 września 2013

Sześć. (część 1)

Perspektywa Harrego.
---
Przyjrzałem się jeszcze raz kartce, na której Alison wypisała wszystkie wiadomości.
3.
Od jakichś dziesięciu lat mężczyzna porywał kolejne dziewczyny i wyniszczał ich psychikę. Sprawiał, że miały ochotę zabijać. Po jakimś czasie wypuszczał je na wolność, a one robiły krzywdę ludziom, dawały innym cierpienie. Gdy policja je znajdowała, mówiły, że po prostu musiały to zrobić. Musiały. Wszystkie umierały po trzynastu dniach więzienia. Myślę... Jestem pewna, że tak naprawdę to one wcale nie miały zamiaru się wieszać. ON zabijał je zanim dojdą do siebie i coś o nim powiedzą.

 ON wypuścił Al na wolność. Alison chce teraz zabijać.
5.
Gdy dziewczyny uciekały od NIEGO, każda z nich znikała na parę miesięcy, nie ma o nich nic gdziekolwiek. Wszystkie stawały się potem maszynami do zabijania. Opracowywały swoje plany do perfekcji, ale nagle dochodził jakiś dodatkowy czynnik. Okazywało się, że jedna z kamer nie wyłączyła się tak jak powinna, albo ktoś zostawił w miejscu zbrodni telefon z włączonym dyktafonem. Zawsze coś im nie wychodziło.

ALison znikła na pół roku, w tym czasie M. wyszkolił ją na zabójcę. Jest w tym wszystkim świetna, praktycznie nie ma szans na przegraną. Tak jak one.

9.
Większość wiadomości dostałam od M. co znaczy, że albo nie wszyscy ludzie JEGO są uczciwi, albo możemy mieć błędne informacje.

Albo Marco cię okłamał, dopowiedział sobie Harry w myślach. Spojrzał uważnie na dziewczynę leżącą teraz na dużym, wygodnym łóżku. Obok niej stał pusty kubek po gorącej czekoladzie, a jej policzki były mocnozaróżowione od gorąca. Śpiąca nastolatka wyglądała niewinnie, ale wbrew wyglądowi, nie miała skrupułów, by zabijać.
Brunet był prawie pewien, że to wszystko jest częścią planu. Zaślepiona gniewem Alison nie myślała o tym, że może być kolejną ofiarą tego mężczyzny. Pasowało WSZYSTKO, a on wcale nie był z tego powodu szczęśliwy. Wiedział, że musi wziąć sprawy w swoje ręce.
Wykręcił numer do zarządu i stanowczo oświadcył, że mają mu koniecznie dać tydzień wolnego i potrzebuje chwili oddechu.
Harry zawsze zbierał haki na tych ludzi i właśnie je wykorzystywał. Spędził ponad dwadzieścia minut opowiadając ludziom wszystko co wie i nie dał im dojść do słowa na dłużej niż parę chwil.
-To dobrze, że się dogadaliśmy. Do zobaczenia.
Chłopak zmęczony usiadł na fotelu. Naprawdę zmęczył się udawadnianiem tym ludziom, że muszą dać mu parę dni wolnego. Co prawda miał nadzieję na więcej, ale jego zawód nie za bardzo mu na to pozwalał. Wynegocjował przynajmniej te 72 godziny dla siebie i Zayna.
Jak na zawołanie brunet usłyszał pokanie do apartamentu. Mruknął i podniósł się, żeby otworzyć drzwi koledze, wcześniej upewniając się, że na razie Malik nie ma szans na odkrycie Alison. Zajrzał przez wizjer i jęknął widząc, że obok mulata stoi jeszcze trzech chłopaków.
- Tak?- otworzył niechętnie drzwi, a oni spojrzeli na niego zaskoczeni. Jego niechęć czuć było na kilometr.
- Wszystko okej, Hazz?- pierwszy odezwał się Lou, ze świadomością, że jemu Loczek nic nie zrobi. Żaden romans, po prostu nastolatek trochę się go bał i miał do Tomlinsona ten szacunek.
- Szczerze mówiąc, było, dopóki nie przyszliście. Jestem trochę zmęczony, w czymś wam pomóc?
- Nie, nie trzeba, po prostu myśleliśmy, że gdzieś a nami wyjdziesz. A jutro?
- Chłopak wziął w rękę kosmyk swoich włosów.
- Wyjeżdżam dzisiaj w nocy. Wracam dopiero w niedzielę. Wszyscy dostaliśmy trzy dni wolnego, nie słyszeliście?
- Wolne? O matko, to świetnie. Idę zadzwonić do Niny!- wrzasnął Niall.
- Spokojnie Horan, to, że dostałeś numer od Nasbitt, nie znaczy, że masz o tym chwaliść się całemu światu nawet jeśli to taka laska.
- Ej, ja tam bym wolał jakąś inną seksowną panienkę.
- Dobra, starczy chłopcy, idźcie do siebie. Ja muszę jeszcze pogadać z Hazzą o Perrie- mruknął Malik uciszając Paynea i Tomlinsona. Jeśli mulat chciał pogadać o swojej dziewczynie, reszt miała się wynosić. Tak brzmiała jedna z ich niepisanych zasad.
- Tak więc, Styles, co próbowałeś przede mną ukryć?- powiedział siadając na dużej, czerwonej kanapie.
---
Wielkie przepraszam, ale to tylko część pierwsza i po prostu zasypiam i nie daję rady pisać. Dzisiaj miałam naprawdę wyczerpujący dzień. Jutro wrzucę drugą część :*

niedziela, 8 września 2013

Pięć.

Hej :) Tak więc jest już piąty i od dziś będą pojawiać się nowe rozdziały. Nie przewiduję częstszego dodawania czy coś, ale zawsze coś się może zdażyć, na przykład dodatki :o Miłego czytania.
---
-Chwilę Paul, muszę się jeszcze wykąpać.- odezwał się pewnym głosem Styles.
-Ugh, no dobra. Za pięć minut widzimy się na dole.
Harry potwierdził i wskazał mi kartkę. Coś na niej nabazgrał i mi ją podał.



Kiwnęłam głową na tak. Chłopak podszedł do mie i pocałował mnie w czoło. Jego usta sformułowały słowo: przyjaciele, po czym poszedł szybkim krokiem do łazienki. Starczyły mu trzy minuty i już go nie było.
Siedziałam sama na łóżku i zastanawiałam się nad tym wszystkim.Jak to się dzieje, że tylu ludzi chce mi pomóc? Przecież nie jestem kimś specjalnym... Mało tego, już niedługo zostanę mordercą.
Właśnie, może powinnam sobie powtórzyć wszystkie wiadomości, których dowiedziałam się o NIM przez te pół roku? Napiszę wszystko i przy okazji Hazza to ogarnie, bo wcześniej powiedziałam mu tylko najważniejsze fakty.
Tak więc:
 
  1. ON tak naprawdę nazywa się Charles Youth, ma 32 lata i jest seryjnym mordercą. Gdy miał siedem lat, jego siostra zginęła w wypadku. Ja szczerze w to wątpiłam.
  2. Gdy miał 16 lat, zabił swojego ojca, który... wcale się nad nim nie znęcał. Okazało się, że ON sam robił sobie krzywdę tak, by wyglądało jakby zrobił to jego ojciec. Chłopak znalazł się w więzieniu, z któregó uciekł po trzech tygodniach. Miał ludzi wszędzie.
  3. Od jakichś dziesięciu lat mężczyzna porywał kolejne dziewczyny i wyniszczał ich psychikę. Sprawiał, że miały ochotę zabijać. Po jakimś czasie wypuszczał je na wolność, a one robiły krzywdę ludziom, dawały innym cierpienie. Gdy policja je znajdowała, mówiły, że po prostu musiały to zrobić. Musiały. Wszystkie umierały po trzynastu dniach więzienia. Myślę... Jestem pewna, że tak naprawdę to one wcale nie miały zamiaru się wieszać. ON zabijał je zanim dojdą do siebie i coś o nim powiedzą.
  4. Wiek porwanych wynyosił 15-20 lat. Każda z nich była brunetką. Tak jak siostra Charlesa.
  5. Gdy dziewczyny uciekały od NIEGO, każda z nich znikała na parę miesięcy, nie ma o nich nic gdziekolwiek. Wszystkie stawały się potem maszynami do zabijania. Opracowywały swoje plany do perfekcji, ale nagle dochodził jakiś dodatkowy czynnik. Okazywało się, że jedna z kamer nie wyłączyła się tak jak powinna, albo ktoś zostawił w miejscu zbrodni telefon z włączonym dyktafonem. Zawsze coś im nie wychodziło.
  6. Ja doszłam do tych informacji w pół roku, co znaczy, że nie można liczyć na policję. Oni na pewno o wszystkim wiedzą, ale nic nie robią. ON ma tam ludzi... i to sporo.
  7. Był organizatorem wielu zamachów, przez niego zginęły tysiące ludzi, ale robi to na tyle podstępnie, że ludzie nie widzą powiązań tak oczywistych jak te same plany zamachów, dokładnie wyliczone godziny, których suma zawsz ewskazuje trzynaście.
  8. Gdy próbowałam znaleźć jego zdjęcia, znalazłam jego zdjęcia z ostatnich kilku lat. Wyglądał... wyglądał jakby to nie był ten sam człowiek. Mało tego, w zależności od daty wrzucenia do sieci zdjącia, porwane dziewczyny właśnie tak go opisywały. Jakby to nie był ten sam człowiek. To nie mógł być ten sam człowiek! Miał różne kształty twarzy, inne blizny. Jakby to byli aktorzy grający tę samą postać,. jakby prawdziwy Charles tylko planował, a jego podwładni robili to, co każe.
  9. Większość wiadomości dostałam od M. co znaczy, że albo nie wszyscy ludzie JEGO są uczciwi, albo możemy mieć błędne informacje.
  10. NIE MA ŻADNYCH ZDJĘĆ CHARLES'A SPRZED DZIESIĘCIU LAT, GDY ZACZĘŁY SIĘ PORWANIA DZIEWCZĄT. NIE WIADOMO, KTÓRY Z NICH TO ON.
---
Perspektywa Styles'a
Przez cały dzień myślałem o Al. Czy nie dała się złapać, co robi, jak ma zamiar dalej pracować. Kiedy wracaliśmy naszym autem do hotelu pod którym znajdował się wielki tłum fanek, jęknąłem.
- Co jest miśku, nie masz ochoty na spotkanie z dziewczynami?- usłyszałem głos Tomlinsona.
- Nie tyle nie mam, co muszę pilnie iść do pokoju- powiedziałem i mentalnie dałem sobie z liścia. Co oni teraz pomyślą?
- Po co?- poczułem na sobie podejrzliwe spojrzenie Zayn'a. Ugh, nie znoszę tego, że ten chłopak zawsze widzi więcej, niż bym chciał. Jeśli skłamię, on od razu to wyczuje.
Posłałem mu znaczące spojrzenie pod tytułem: Nie mów im, że kłamię, potem ci wszystko wyjaśnię.
- Muszę do toalety... Tak na poważnie- mruknąłem. Oczywiście wszyscy zaczęli się śmiać, łącznie ze świetnym aktorem Malikiem.
- Polecisz do pokoju, a my zajmiemy się directioners, dobra?- zapytał mnie Liam.- Ale pamiętaj, że po niejtórych rzeczach trzeba myć ręce.
Ach, nie ogarniecie, długa historia. Opowiem wam kiedy indziej, to dość osobiste.
- Wielkie dzięki chłopcy- uśmiechnąłem się i wysiadłem z samochodu, żeby przejść się do tylnego wejścia hotelu. Dotarłem w końcu na swoje piętro i postanowiłem przekonać się, czy Alison jest odpowiednio przygotowana. Po cichu dotarłem do swojego pokoju i otworzyłem go przesunięciem karty. Dźwięk otwierającego się zamka był jedynym alarmem dziewczyny. Jest na tyle przebiegła, że zdąży się ukryć?
Wszedłam do pokoju i rozejrzałem się uważnie. Żadnych oznak obecności jakiegokolwiek człowieka.
-Swietnie Al, możesz wyjść- powiedziałem głośno, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Przejrzałem pomieszczenie jeszcze raz, a mój wzrok utknął w otwartym oknie przy schodach przeciw pożarowych. Szybko tam podeszłem i przez nie wyjrzałem. Zachodzące słońce padało mi wprost na twarz, więc zmróżyłem lekko oczy. Po chwili ujrzałem chowającą się za następnym oknem Al.
- Hej kocie, jak tam?- odezwałem się i wyszedłem do niej na zewnątrz.
Alison stała ze wzrokiem wpatrzonym w martwy punkt. W swojej ręce kurczowo trzymała dużą kartkę zapełnioną starannym pismem.
- Oni tu byli Harry. Nie widzelli mnie, ale tutaj byli i wiedzą, że jeden z was mi pomaga.
     

wtorek, 3 września 2013

Już niedługo!

Hej :)
Chciałam tylko napisać Wam, że posty pojawiać się będą w: czwartki i niedzielę.
Te czwartkowe będą krótsze, ale za to w weekendy znajdziecie napraaaaawdę długie rozdziały... Jeśli zapomnę dodać w czwartek, to nowy pokaże się w sobotę... No cóż, gdybym nie miała tylu lekcji, na pewno bym pisała więcej, ale...
Tak więc do zobaczenia w niedzielę:)

I wieeeelki dzięki dla wszystkich, którzy skomentowali ostatni rozdział, a w szczególności dla Camille x, autorki sheneedstobefree.blogspot.com Naprawdę nie spodziewałam się żadnych kom i jesteście cudowni, nawet Ci, którzy nie komentują ;)
---
@wiki_is_real

niedziela, 1 września 2013

Cztery.

(Dla przypomnienia, wszystko dzieje się w lipcu 2014)

- Jestem pewien, że wszystko pójdzie dobrze. Jesteś moją najlepszą uczennicą- powiedział Marco.
- Jestem twoją jedyną uczennicą- odpowiedziałam z uśmiechem.- Ale dziękuję, jeszcze nigdy nie spotkałam takiej osoby jak ty.
- Nie ma sprawy. To, co zrobił ci ten człowiek nie może ujść mu płazem. Rozumiem twoje uczucia i będę ci pomagał do samego końca, a jeśli coś ci się stanie, sam go zabiję. Masz moje słowo.
- Dziękuję- powiedziałam łamiącym się głosem i przytuliłam go. Nigdy nie używaliśmy takich gestów, ale chciałam, żeby wiedział ile to dla mnie znaczy. Ten czterdziestolatek sprawił, że jestem inną osobą. Potrafię wszystko, co on, tylko trochę gorzej. Umiem sprawić, żeby ludzie robili wszystko, co im powiem, umiem myśleć dwa razy szybciej niż inni. Umiem poruszać się bezszelestnie i zabijać.
- Dobra, starczy tych czułości. Musisz się przygotować. Już dzisiaj dowiemy się jak potoczy się dalej twoje życie- mruknął.
Oderwałam się od czterdziestolatka i kiwnęłam głową. Udałam się do pomieszczenia obok i rozejrzałam uważnie.
Od jakiegoś czasu tutaj mieszkałam. Na komodzie stały tylko dwa zdjęcia. Jedno z nich
przedstawiało moją cudowną rodzinę, której już nie ma. Zawsze, gdy na nie patrzyłam, przypominałam sobie, po co tu jestem. Przed oczami miałam moment, gdy znalazłam ich ciała.
Drugie zdjęcie przedstawiało Liama i jego byłą dziewczynę, Danielle. Dlaczego byłą? Znalazłam parę artykułów
, dziewczyna po prostu nie chciała już spotykać się z Li. Było to trochę podejrzane, dlatego udałam się do jej domu i znalazłam to, czego potrzebowałam. ON groził jej śmiercią.
Ten psychol postanowił zaleźć teraz za skórę Liamowi? Gdzie tam, po prostu dowiedział się, że żyję. Teraz próbuje dokończyć dzieło przy okazji robiąc krzywdę Payne'owi.
Skontaktowałam się z Dan i po paru tygodniach stała się moją informatorką. Oczywiście nie kontaktowała się z One Direction, bo oni od razu wygadaliby się Paulowi. Pisała z ludźmi, którzy byli z chłopcami w trasie. Styliści, ochroniarze, dźwiękowcy, oj tak, Danielle miała kontakty.

Oderwałam wzrok od zdjęć. Na moim łóżku leżał czarny kombinezon naszykowany specjalnie na dziś i zapełniony plecak. Szybko się przebrałam i spojrzałam w lustro. ,,Obsługo hotelu Marriott Bristol Royal, już niedłogo rozpęta się piekło" pomyślałam i wyszłam z pokoju.
---
Gdy weszłam do hotelu oknem w łazience, już słyszałam zamieszanie. Miałam dokładnie trzy minuty, żeby trafić do odpowiedniego korytarza. Przemieszczałam się szybko, omijałam ludzi którzy co chwilę obok mnie przebiegali. Nic nie widziałam, zresztą jak wszyscy, ale miałam mocno wyczulone zmysły dzięki wszystkim ćwiczeniom z moim nauczycielem.

Dotarłam do wielkiej sali balowej, to tutaj odbywało sie przyjęcie maskowe. Ci bogaci, nieroztropni ludzie jeszcze nie wiedzieli, że przestał działać prąd i nikt nie może jak na razie na to nic poradzić.
Szybko przebrałam się za drzwiami w czarną sukienkę i związałam z tyłu głowy maskę. Schowałam swój plecak w pomieszczeniu dla personelu, do którego zajrzą najszybciej za dwie godziny.

Przemieszczałam się po sali spokojnie, aby nie zwracać na siebie uwagi. Uśmiechałam się do ludzi, którzy robili to samo. Wmieszałam się w tłum i powoli wychodziłam na zewnątrz. W pewnym momencie minęłam nawwet mojego Liasia, ale teraz był mi potrzebny ktoś inny.
Harry.
Kurcze, mam mało czasu, a on jest mi cholernie potrzebny.
Nie wiem czemu Marco kazał mi się skontaktować akurat z nim, ale chyba Styles jest jednym z jego podopiecznych.
- Mógłbym zatańczyć z piękną panią?- usłyszałam za sobą zachrypnięty głos.
Odwróciłam się do chłopaka i skinęłam głową. Zdjął z mojej twarzy maskę, po czym położył ręce na mojej talii, a ja objęłam jego szyję.
- Cześć, Alison. Wyjaśnisz mi w końcu, dlaczego M. kazał mi się skontaktować i co do cholery tu robisz?
- Może się za wami stęskniłam- mruknęłam.- Udajmy się w bardziej ustronne miejsce, dobra?
Chłopak zaśmiał się delikatnie.- Taka propozycja od pięknej kobiety? Oczywiście jestem na tak.
- Głupi zboczeniec- powiedziałam do siebie.
- Uważaj, do kogo to mówisz- powiedział tak cicho, że ledwie usłyszałam.- Jestem tutaj twoim jedynym sojusznikiem. Tylko ja stanę po twojej stronie, jeśli coś pójdzie nie tak.
Uśmiechnełam się promiennie.
- Nic nie pójdzie nie tak, Harry.

- To może powiesz mi o co chodzi? Marco nie prosi mnie nigdy o pomoc ot tak.- powiedział, gdy skończyliśmy tańczyć, a ja znowu założyłam maskę.
Przeszliśmy się chwilę, aż doszliśmy na skraj posiadłości. Dalej nie bylo ludzi i zamieszania. Usiadłam na trawie nie zwracając uwagi na sukienkę. Gdy Harry znalazł się obok, opowiedziałam mu wszystko. O porwaniu, żyletce, sylwestrze, mojej współpracy z M, który powiedział, że mam całkowicie zaufać Styles'owi. Jak to ujął: ,,Jeśli zataisz cokolwiek przed Hazzą, nasza wspólpraca zostanie zerwana."
- Dowiem się, kim jesteś, że Marco tak ci ufa?
- Oj nie wiem, nie wiem.- spojrzałam na niego zabijającym wzrokiem- Wyluzuj trochę, żartowałem- szturchnął mnie lekko.- Jestem jednym z jego uczniów. Co jakiś czas uczy kolejną osobę wszystkiego i sprawia, że ten ktoś pozostaje jego dłużnikiem do końca życia. Jest manipulantem, ale nikomu to nie przeszkadza, bo pomaga nam zawsze, gdy potrzebujemy.
- Ach- odetchnęłam- Czyli jeśli poprosił cię o pomoc mi, ty mi pomożesz?
- Nie mam innego wyjścia. Tak więc- wstałał z ziemi- Musimy dokończyć nasz plan.Idź się przebrać w ten strój seksownej sprzątaczki- zaśmiał się.
- Idiota- mruknęłam, ale na moich ustach też można było dostrzeć lekki uśmiech.

Gdy już wyszłam z pokoju dla personelu, Harry na mnie czekał.
- Plan czas zacząć- zaśmiał się i do mnie podszedł. Jego głowa wylądowała tuż przy mojej.
- Ja... ugh, nie dam rady cię pocałować. Jesteś taka biedna, może wymyślimy coś innego?
Uff, to bardzo dobrze. Marco strasznie się upierał, żebym przeszła z nim do pokoju całując się i nie za bardzo miałam cokolwiek do powiedzenia.
- Dzięki Bogu, może po prostu się w ciebie wtulę i będziemy wyglądać jakbyśmy po prsotu byli zmęczeni?
- Tak, to świetny pomysł. Chodź na ręce i wtul się we mnie, w razie czego powiem, że śpisz i nie będziesz musiała pokazywać twarzy.
- Okej, tylko błagam, nie upuść mnie.
- Nie spadniesz, obiecuję.
Podeszłam do chłopaka, który bez problemu mnie podniósł. Pachniał czekoladą i przypominał mi mojego tatę, który zawsze robił mi ją na wieczór, gdy nie mogłam zasnąć.
- Dziękuję jeszcze raz, Styles.

---

Perspektywa Harrego.

Alison miała poczekać u mnie i gdy Liam wróci, udać się do niego i reszty. To była już końcówka planu.
Ale gdy wziąłem dziewczynę na ręce i po drodze spotkałem Zayn'a, nawet nie usłyszałem jej szybszego bicia serca. Dopiero u mnie w pokoju, gdy chciałem ją postawić na ziemi, zorientowałem się, że zasnęła.
Położyłem ją na łóżku i zamknąłem drzwi wejściowe, żeby nikt nie wszedł bez pukania i jej nie zobaczył.
Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę. Jak to możliwe, że przydarzyło jej się coś takiego? Ja już dawno bym nie wytrzymał...
Wtedy podjąłem decyzję, muszę jej pomóc na miarę własnego życia. Ta dziewczyna musi znaleźć mężczyznę, który jej to zrobił. Jeśli ktoś będzie próbował wbić jej sztylet w serce, stanę przed nią i przyjmę cios na siebie.
Tak, Morco nauczył mnie prawdziwej lojalności. A ja zdecydowałem, że od dziś jestem lojalny tylko Alison.

---

Perspktywa Alison.
Obudziłam się... Obudziłam się? Natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Styles, idioto, co się stało?- powiedziałam do siedzącego na fotelu chłopaka.
- No... Zasnęłaś i nie chciałem cię budzić, więc...
- Człowieku!
- Spokojnie, nic się nie stało, nikt cię nie poznał w korytarzu. Nie złość się, Alis...
Chłopak przerwał w pół zdania. Oboje usłyszeliśmy ciężkie kroki na korytarzu, idące w stronę pokoju Stylesa. Nasze oczy skierowały się w stronę drzwi. Po chwili ktoś zaczął pukać.
- Hazza, wstałeś? Niedługo masz próbę, musisz się zbierać- usłyszeliśmy. Mężczyzna nacisnął klamkę, ale drzwi były zamknięte.- Harry, otwieraj te drzwi!- usłyszeliśmy krzyk Paula.

----------------

I to tyle, mam nadzieję, że się podobało, ale wg mnie akcja idzie za szybko. W następnym rozdziale postaram się dać więcej opisów i wyjaśnień, bo trochę to zagmatwałam.

Do zobaczenia w... nie wiem, jutro dostanę plan i napiszę w jakie dni będę dodawać ;)

xx

sobota, 31 sierpnia 2013

Reaktywacja!

Uwaga, uwaga!
Cześć wszystkim, tuaj Wiki :) Mam dzisiaj najgorszy dzień w życiu i w dodatku wszyscy uznali, że ja mam im dawać przyjaźń, ale jak widzę, to nie działa dwustronnie. Dlatego:
Wznawiam Opowiadanie!
Jesteście cudowni nawet gdy tego nie komentujecie, sprawdzacie mojego bloga i po prostu w prawdziwym życiu nie mam nikogo.
Naprawdę wiem, że tam jesteście, widzę po statystykach. Dziękuję Wam tak bardzo. A nowego rozdziału spodziewajcie się już jutro <3

piątek, 5 lipca 2013

Trzy.


Pierwszy fajerwerek noworoczny wyleciał w powietrze.

W Royal London Hospital wszyscy pracownicy świętowali pierwszego stycznia. Nikt nie zwracał uwagi na urządzenia, które zaczęły piszczeć w Sali 532.

Pierwszy fajerwerek noworoczny ozdobił niebo.

W Sali 532 leżała dziewczyna. Na jej ciele widać było ślady po żyletce. Otworzyła oczy.

Pierwszy fajerwerek noworoczny znikł. Ale na niebie pojawiło się o wiele więcej kolorów. A pośród nich jedna błyszcząca, spadająca gwiazda. Może ktoś pamiętał o tej drobnej brunetce i zażyczył sobie, by się obudziła?

Nastolatka zamrugała oczami i usiadła na łóżku Powoli odłączyła pikające urządzenia i wstała. W szpitalnej koszuli nocnej zjechała windą na parter i wyszła na ulicę W noworocznym zamieszaniu nikt nie zwracał uwagi na dziewczynę Nikt nie zauważył, że zabrała czyjś płaszcz z ławki i wyciągnęła paru osobom portfele z kurtek.

Nastolatka udała się w stronę pobliskiego motelu. Bez problemu wynajęła mały pokoik, a po małej łapówce nawet nie chcieli znać jej nazwiska. Za pięć funtów zdobyła na godzinę komputer z Internetem.

Dziewczyna natychmiast wpisała w wyszukiwarką hasło One Direction.

Po kilku minutach trafiła na ciekawy artykuł napisany w dniu, gdy zapadła w śpiączkę.


Zdecydowanie dzień 22.07.2013 Zapamiętają directioners na całym świecie. A zapowiadało się tak pięknie. Dziś miała się odbyć premiera nowego singla zespołu One Direction, Best Song Ever. Dziennikarze ciekawi opinii chłopców czekali pod domem Nialla Horana, w którym wszyscy przebywali. Potem wszystko działo się szybko. Chłopcy wypadli z mieszkania z nieznaną dziewczyną rękach Liama. Za nimi wybiegła cała rodzina chłopaka. Dziennikarze już biegli, by dowiedzieć się, co się stało, gdy dom stanął w płomieniach. Pożar był tak ciężki do zgaszenia, że akcji ratowniczej zginęły dwie osoby.

Przed chwilą menadżer chłopców oznajmił, że zespół robi sobie miesięczną przerwę. Wszyscy zastanawiają się, kim jest tajemnicza dziewczyna i czy na pewno pożar był wypadkiem.


Dziewczyna przez pewien czas nie robiła nic. Patrzyła tylko na monitor i myślała. Oni się o nią martwili, a ona ich zawiodła. Ale nie szkodzi, teraz ich ochroni. Znajdzie człowieka, który to robi i go ukaże. Ale najpierw musi nauczyć się walczyć. Musi przestać czuć ból.




14 czerwca 2013 r.

Wpis 24


To śmieszne, że Marco każe mi pisać pamiętnik. Tak naprawdę, gdy zgłaszałam się do niego w styczniu, chciałam tylko, by nauczył mnie walczyć. A on? Zmienił moje życie. Sprawił, że nie czuję bólu, potrafię poruszać się bezszelestnie. Znam każdy ruch przeciwnika zanim jeszcze uderzy. Jestem silna. Teraz mogę obronić ludzi przed tym mężczyzną.

Za miesiąc będzie rocznica śmierci mojej rodziny… i mojego zapadnięcia w śpiączkę. Planuję tego dnia go wykończyć. Wiem o nim dużo, przez te pół roku zebrałam pełno informacji.

Teraz jestem gotowa, by go zabić. Jednak jest rzecz, którą muszę zrobić wcześniej. To spotkać się z nim. Liam… a także Caroline, Ruth, Karen, Geoff i chłopcy z One Direction. To dziwne.. Boję się o osoby, które znam jeden dzień. Po prostu, gdy uciekłam ze szpitala, zaczęłam sprawdzać czy wszystko z nimi dobrze. Zobaczyłam, jacy są, co robią. Nie mogę teraz dopuścić, żeby ktokolwiek zrobił im krzywdę.

No i tutaj pojawia się problem. Od pożaru do chłopców praktycznie nie da się dostać. Fanki mogą podziwiać ich tylko z odległości i zza szyby. Nie mogą zostać sami nawet na chwilę, a miejsca, w których mają zamiar przebywać są nieznane.

Na szczęście Marco ma paru informatorów. Dowiedziałam się, że przez najbliższy tydzień One Direction zamieszka w Marriott Bristol Royal. No tak, najdroższy i najlepiej strzeżony hotel w Bristolu. No i jak mam się tam dostać? W tym też pomógł mój trener. Zaplanował wszystko, co do sekundy, każdy mój krok, wyłączenie kamer i zgaszenie świateł na kilkanaście sekund bym mogła przemknąć niezauważona.

Jedyne, czego nie mógł zaplanować, to reakcja chłopców na mój widok.

Jeśli tylko chłopcy nie wezmą ochrony, będzie dobrze. Ale jeśli wezwą… od razu przyjdzie Paul. Tego boję się najbardziej. On od razu powie o mnie Jemu.

Nie! Marco zakazał mi o tym myśleć jakbym się bała. Przecież jestem mądrzejsza, sprytniejsza, sprawniejsza i bardziej przygotowana na walkę na śmierć i życie.

On już nic nie może mi zrobić.

16 czerwca 2014r.

Już niedługo spotka swoją bratnią duszę

Z miłości do kogoś przeżyje katusze

Pomoże innym, choć sama nie da rady

Odkryje swoje najgorsze wady

Da siłę do walki z groźnym i nieznanym

Każdy jej cios będzie zapamiętywany

Pokaże, co znaczy: walczyć do końca

A koniec jest już blisko.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Dwa.


- Może pójdźmy do domu Horana, bo chyba twojej koleżance jest już zimno- spojrzał na mnie.- Chodź, kotku.
Wiedziałam, że nazwał mnie tak specjalnie. Oprócz niego tylko On tak na mnie mówił.
Podskoczyłam lekko gdy mężczyzna objął mnie  skierował w stronę willi. W czasie gdy szliśmy nikt nie odezwał się ani słowem, dopiero przed drzwiami głos Caroline przerwał ciszę.
- Alison nie martw się,  będzie dobrze. Wchodzimy?
- P... pewnie.
Paul otworzył drzwi i wpuścił nas do środka, sam został pod domem. Czułam się... źle wiedząc, że ten człowiek w każdej chwili może mi coś zrobić. Powiedzmy sobie szczerze, bałam się. Nie tylko o siebie. Bałam się o Liama, bałam się o Caroline i Ruth, bałam się o Geoffa i Karen. I bałam się o chłopców z tego całego zespół. Przeze mnie może im się coś stać, a ja nie mogę do tego dopuścić.

Ucieknę. Tej nocy ucieknę.

- Al, wszystko dobrze?- usłyszałam cichy głos Car zdejmującej buty na koturnach.

- Zakładając, że cała moja rodzina nie żyje? Świetnie- powiedziałam z sarkazmem.

- Wiesz, że nie o to mi chodziło. Na pewno jesteś gotowa zamieszkać tutaj z chłopakiem, którego nie znasz?

- Tak, dam radę. Dużo już przeżyłam. Ja… mam prośbę. Mogłabyś mi pożyczyć trochę pieniędzy?

Podniosła głowę i spojrzała na mnie uważnie.

- Pewnie, ale proszę cię, nie rób nic głupiego. Nie jestem pewna, czy umiesz o siebie zadbać. Uwierz mi, Alison, my naprawdę się o ciebie martwimy.

- Spokojnie, wiem co robię. Będę tutaj siedzieć i nie mam nawet zamiaru wychodzić z tego domu- skłamałam jej prosto w oczy. Delikatnie złapałam ją za rękę.- naprawdę potrzebuję tych pieniędzy.

-Dobrze- powiedziała po chwili i drugą ręką wyciągnęła portfel ze szmacianej, zielonej torby.

-Dziękuję- mruknęłam, gdy podała mi 300 funtów.

- Nie ma prawy- uśmiechnęła się- a teraz chodź poznać resztę, a nie stoimy tak w korytarzu.

Dziewczyna złapała mnie za rękę i stanowczo pociągnęła w głąb domu jakby bała się, że zaraz się rozmyślę i ucieknę. Co w sumie jest prawdą- pomyślałam.

Weszłyśmy do sporego salonu, urządzonym w jasnych kolorach. Zmarszczyłam delikatnie brwi gdy go zobaczyłam, zdecydowanie był urządzany przez jakiegoś projektanta wnętrz. N a białej kanapie siedział Li, Ruth i trzech  chłopaków, a fotele zajmowali starsi Payne’owie. Nikt nie zauważył gdy weszłyśmy, wszyscy byli zajęci rozmową.

-Czeeeeeść chłopcy, to jest Alison. Alison, to są Harry, Zayn i Louis.

- Cześć!- powiedzieli wszyscy razem.

- A gdzie Niall?- zapytała Cat.

- W kuchni- uśmiechnął się Harry- a czego się spodziewałaś? Niall!- krzyknął tak głośno, że aż drgnęłam.

- Co chcesz?- usłyszałam kogoś z wyraźnym irlandzkim akcentem. Od rau zrobiło mi się cieplej na sercu.

- Alison przyszła, chodź tu!- nadal darł się Harry siedząc na kanapie i zajmując co najmniej trzy miejsca.

Nagle do salonu wpadł blondyn z miską Marshmallowsów. Moje oczy natychmiast zrobiły się większe.

- Cześć, jestem Nialler… czemu tak się patrzysz na moje pianki?

- Ja… Mogę jedną?

Chłopak zawahał się. Dopiero po chwili wystawił do mnie powoli rękę ze słodyczami.

-Ale to tylko dlatego, że słyszę irlandzki akcent- uśmiechnął się.

- Jesteś z Irlandii?- zdziwił się Zayn… Chyba Zayn.

- Tak, gdy miałam cztery lata, przeprowadziłam się z rodziną do Wolvehampton, ale nie zapomniałam o swojej ojczyźnie. Przynajmniej trzy razy w roku wyjeżdżaliśmy do Kinnegad, naszego rodzinnego miasta.

- Jesteś z Kinnegad?- przerwał mi Niall- Ja jestem z Mullingar!

- Naprawdę? To super, nie wiedziałam, że…

- Czekaj! Alison Pierce?

Ze zdziwieniem kiwnęłam głową.

- Chodziliśmy razem do przedszkola, a twoja mama uczyła mojego brata matematyki! Co u niej?

- Ja…

- Przestań ją wypytywać, Niall! Alison potrzebuje spokoju, jest zmęczona, nie?- natychmiast wtrącił się Li.

- Trochę- przytaknęłam.- Niall?- dodałam po chwili- Masz na nazwisko Horan?

- Tak! Pamiętasz mnie?

- Pamiętam jak wyjadałeś mi obiady- uśmiechnęłam się lekko.

- Dziękuję, że nie musiałam odpowiadać Niallowi i że się wtrąciłeś.

- Nie ma sprawy- uśmiechnął się do mnie Liam.

Siedzieliśmy na łóżku w pokoju gościnnym. Li przyprowadził mnie tu gdy tylko usłyszał, że Horan wypytuje mnie o matkę. Ten pokój też pewnie był urządzony przez projektanta. Biel, czerń i nic więcej.

- Co, podoba ci się?- zapytał się Liam.- Niall specjalnie zatrudnił ludzi, sam by nie potrafił czegoś takiego zrobić.

- Nie podoba mi się- powiedziałam cicho- nie ma w nim nic, co pokazywałoby prawdziwego Nialla. Jak może czuć się dobrze w miejscu, gdzie nic nie jest takie jak on?

- Nigdy o tym nie myślałem… Nieważne. Zaraz pójdę do księżniczki po jakieś ciuchy dla ciebie. Ty w tym czasie idź się wykąpać, ręczniki są w łazience- skinęłam tylko głową na znak, że zrozumiałam.

Gdy chłopak wyszedł ja posłusznie powędrowałam pod prysznic. Dopiero gdy na moje nagie ciało spłynęły pierwsze krople gorącej wody zaczęłam myśleć.

To mój błąd, że mu zaufałam. Dlatego muszę przestać ufać ludziom, oni wcale nie są bezinteresowni. Jedyne osoby, które naprawdę mnie kochały, to moja rodzina. Ale ich już nie ma i to naprawdę boli. Oprócz nich nie miałam nikogo. Nikogo. Dlaczego Liam miałby mi pomagać? On mnie okłamuje, tak samo jak cała reszta. A Caroline? Ona nigdy nie była mi bliska, teraz mnie też okłamuje. Muszę stąd uciec. Tylko gdzie? Przecież przed nimi nie da się uciec. Chyba, że…

Natychmiast zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Zajrzałam do najbliższej szafki, potem do następnej. Dopiero w trzeciej znalazłam to czego potrzebowałam. Delikatnie wzięłam ją w dwa palce, które trzęsły mi się ze strachu. Zamierzam już po prostu skończyć.

Żyletka.

Będzie boleć - pomyślałam i się uśmiechnęłam. Moją rodzinę też musiało boleć.

Powoli przejechałam nią po nodze. Jedno cięcie, drugie. Chciałam cierpieć tak jak oni zanim umrę.

Ciepła krew spłynęła na płytki, amoje oczy zapełniy się łzami.
Płakałam tak jak oni.
Na przedramieniu wypisałam sobie imiona osób, ktore przeze mnie zmarly.
 
Barbara, Jared, Caroline.
Skóra piekła mnie niesamowicie.Wiedziałam, że muszę to skończyć. bo inaczej zmienię zdanie. Przyłożyłam żyletkę i zrobiłam głębokie cięcie. Drgnęłam, gdy usłyszałam, że ktoś wchodzi.
- Al, pukałem, ale nie... Matko, Alison, co ty zrobiłaś?! Chłopcy, dzwońcie po karetkę!- usłyszałam głos Liama.
- On jest niedaleko, uważajcie na siebie- szepnęłam resztkami sił i zamknęłam swoje duże, brązowe oczy.



W białej, wyczyszczonej na błysk sali szpitalnej znajdującej się na piątym piętrze szpila św. Patryka w Londynie znajdowało się tylko jedno małe okno. Promyki grudniowego słońca przeciskały się przez nie do środka ciekawe, kto dziś znalazł się w pomieszczeniu. W końcu snop światła wpadł na twarz dziewczyny. Pięknej dziewczyny. Brązowe lokii spływające na drobne ramiona, pełne, czerwone usta ukazujące równe zęby... Była idealna.
Ale dlaczego dziś, w Boże Narodzenie, dzień gdy nikt nie powinien być sam, w jej pokoju było pusto? Dlaczego tak bardzo nie chciała się obudzić? Bała się?
Ja na jej miejscu bym się poddała. Ale ona tego nie zrobi. Już za kilka dni, gdy tylko wybuchną pierwsze noworoczne fajerwerki, otworzy oczy. Wstanie z łóżka i wyjdzie z sali pewna siebie jak jeszcze nigdy. Nauczy się walczyć z bólem i przeciwnościami losu. Znajdzie człowieka, który jej to zrobił.
Poznacie nową Alison. Alison zdolną do zabijania. I dopiero teraz ta historia się zacznie.

niedziela, 2 czerwca 2013

Jeden.

3 komentarze = nowy rozdział 
Alison's pov
- A... Alison?- coś we mnie pękło. Samo to, że mnie rozpoznał wiele dla mnie znaczyło.
- Liam- rzuciłam się na niego i objęłam z całej siły. Tak mi go brakowało... Ale to nieważne, teraz chłopak jest w niebezpieczeństwie!- To się stało, Liam! On zabił wszystkich! A teraz chce zabić ciebie!
- Jeszcze raz, Alison, coś się stało?- powiedział tuląc mnie do siebie.
- On... Porwał mnie. Opowiadałam mu o wszystkim i o tobie też. Trzymał mnie jakimś domku, a dziś... On wszystkich zabił! Mamę, tatę, Caroline! Liam... On chce, żeby nie było przy mnie nikogo i zdaje sobie sprawę z tego ile dla mnie znaczysz. Musisz uciekać, on chce zrobić ci krzywdę!
- Jezu- mruknął chłopak.- Al, idź położyć się do mojego pokoju. Spróbuj zasnąć, a ja załatwię jak najszybszy wyjazd.
- Twoja rodzina też na razie powinna zniknąć...
- Dobrze, zajmę się tym. Alison... Wszystko będzie dobrze. Uwierz mi.
- Mhm.
- Więc teraz idź.
Udałam się do beżowego pokoju, który d mojej ostatniej wizyty nie zmienił się ani trochę. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam kilka naszych zdjęć. Moich i Liama. To znaczy, że może wcale nie zapomniał do końca. Może po prostu nie mógł się ze mną spotkać?
Podeszłam do białej komody i wyjęłam przydużą na mnie koszulkę chłopaka. Szybko sukienkę, którą miałam na sobie od ponad dwóch miesięcy. Okropnie śmierdziała, zresztą nie dziwię się...
Włożyłam na siebie ubranie Payne'a i poszłam spać.

Gdy ponownie otworzyłam oczy, na dworze było już ciemno. Zwlokłam się z wygodnego łóżka i poszłam zobaczyć co dzieje się u innych. Wyszłam z pokoju i zauważyłam Li rozmawiającego z kimś przez telefon oraz siedzących na kanapie Geoffa, Karen, Caroline i Ruth. Wszyscy się do siebie przytulili. Widząc ich zdałam sobie sprawę, że to wszystko przeze mnie. Zaczęłam się cofać pod wpływem emocji. Niestety nie zauważyłam stolika za mną i przez przypadek stłukłam wazę. Pięć par oczu natychmiast zwróciło się w moją stronę.
- Ja... Przepraszam. Przepraszam za wszystko.- powiedziałam szeptem i zaczęłam podnosić kawałki porcelany. Bez wątpienia dużo to kosztowało. Kurde.
W pewnym momencie podeszła do mnie Caroline. Zdziwiłam się, bo nigdy nie miałyśmy dobrego kontaktu. To z Ruth się przyjaźniłam.
Dziewczyna kucnęła obok mnie i pomogła sprzątać.
- Alison... Czemu on chce zabić Liama?- powiedziała miękko.
- On... Wie ile znaczy dla mnie twój brat. Li był i jest dla mnie bardzo ważny. A On chce sprawić, żebym nie miała nikogo.
- Czemu ci to robi?
- Nie wiem. Po prostu mnie porwał. Kazał oglądać... nieważne. Ale wiem, że wszyscy musicie wyjechać. Długo spałam?
- Nie, jest ciemno, bo zbliża się burza. Ponoć przyszłaś tutaj jakieś czterdzieści minut temu. Hej, będzie dobrze. Chodź tutaj.- starsza kilka lat dziewczyna wzięła nie w ramiona i zaczęła głaskać po głowie.- Pamiętam jak byłaś mała i musiałam cię tak uspakajać gdy pierwszy raz pokłóciłaś się z Liamem- zaśmiała się cicho.
- Pierwszy i ostatni. Nigdy więcej nie było między nami najmniejszej sprzeczki...
- A to co się stało jak już dostał się do X Factora?- zdziwiła się/
- A co się stało? Po prostu przestał się do mnie odzywać. Ostatni raz widzieliśmy się dzień przed kastingiem.
- Jesteś pewna? Pamiętam jak płakał przez kilka dni.
- Nie mam pojęcia co mogło się stać...- nagle zagrzmiało i praktycznie w tym samym momencie błysnęło. Podskoczyłam w objęciach dziewczyny.
- Nadal boisz się burzy?
- Mhm.
- Rozmawiaj ze mną, wszystko będzie dobrze.
Rozmawiała z nią może trzy minuty, gdy Liam oznajmił, że musimy jechać. Spojrzałam jeszcze raz na rodzinę Payne'ów. Bali się, ale starali tego nie okazywać.
Caroline odsunęła się ode mnie, ale nadal trzymała mnie za rękę. Burza była naprawdę mocna, dawno czegoś takiego nie widziałam.
Wszyscy szybko się ubrali, tylko ja zostałam w koszulce chłopaka i nie do końca wiedziałam co ze sobą zrobić.
- Chodź Alison, dam ci coś do ubrania... Będzie dobrze.- powiedziała Car.
Z jej pokoju wróciłam już w płaszczu i ciepłych spodniach. Cała rodzina wzięła ze sobą plecaki, domyślam się, że z jedzeniem i ciuchami.
Gdy Geoff otworzył drzwi, dmuchnął w nas mocny wiatr. Wyglądało to jakby zaraz miało zacząć się tornado. Jak najszybciej udaliśmy się do sporego, ośmioosobowego samochodu. Pan Payne odpalił silnik i zapalił światła. I wtedy wszyscy Go zobaczyliśmy. Stał kilka metrów od samochodu z tą przeklętą siekierą i machał nią na nas jakby chciał się przywitać. Byłam pewna, że ma uśmiech na twarzy.
Świadomość, że cały czas był obok a y go wcześniej nie widzieliśmy była... przerażająca. W każdej chwili mógł nas zaatakować, ale tego nie zrobił. Chciał się nad nami poznęcać.
Poczułam mocne szarpnięcie samochodu do tyłu.
- Jezu... to on?- zapytała Karen.
- Tak... a tą siekierą zabił moją rodzinę...
- Schhhh, będzie dobrze. Al, spójrz na mnie- zaczęła do mnie mówić Caroline. Zaglądnęłam w jej niebieskie oczy i od razu się uspokoiłam. Znowu wtuliłam się w siedzącą obok dziewczynę.
- Alison... Wytłumaczysz mi co się dzieje? Kim on dla ciebie jest? I czemu chce zabić MNIE?
- On... Gdy mnie porwał, na początku było bardzo źle. Potem zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Opowiedziałam mu o tobie i naszym wspólnym dzieciństwie, o tym jaki byłeś i nadal jesteś dla mnie ważny. Dzisiaj... postanowił zemścić się za to, że uciekłam. Zabił moją rodzinę i zostawił kartkę, że ty jesteś następny... Liam, dlaczego mnie zostawiłeś?- powiedziałam z płaczem.
- Ja... Nie mogę ci powiedzieć. Jak będzie spokojnie to pogadamy, okej?
- Mhm.- mruknęłam.- A gdzie jedziemy?
- Do Londynu. Tylko... Nie wiem co z tobą. Mogłabyś przez kilka dni zamieszkać z kimś z mojego zespołu? U mnie w domu nie będzie miejsca, a przecież do siebie nie wrócisz...
- Nie mogę zamieszkać z twoimi kolegami... Narażę ich.
- Nasze mieszkania w Londynie są dobrze chronione, tylko nie będziesz mogła za bardzo wychodzić za posesję. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Ja... Dobrze.
- Podzwonię po nich i zapytam się który cię przyjmie, a ty na razie odpoczywaj.
- Pewnie- powiedziałam i zamknęłam oczy. Zasnęłam w ramionach Caroline....


~~~

- Alison- poczułam jak ktoś mną szturcha- Alison...
- Tak?- otworzyłam swoje duże, brązowe ślepia.
- Płakałaś przez sen, więc cię obudziłam. No i już jesteśmy pod domem przyjaciela Liama, Nialla.
- A gdzie reszta?
- Poszli się przywitać z Horanem. Ja chciałam jeszcze pogadać z tobą. Wiem, że nigdy nie utrzymywałyśmy ze sobą kontaktu i byłam zdecydowanie inna niż Ruth i Li, ale pamiętaj, że zawsze możesz ze mną pogadać. Pewnie trochę czasu obie spędzimy w Londynie, więc zawsze możesz do mnie zadzwonić czy coś. Dasz sobie radę? Ja przecież mogę przez kilka dni zamieszkać w hotelu, a ty z Daddy'm.
- Nie, naprawdę jest okej. Dam sobie radę. Tylko przypomnij mi jak się nazywa ten jego kolega...
- Niall. Na pewno się zakolegujecie, jest naprawdę miłym dzieciakiem. Zawsze uśmiechnięty i rozgadany, polubisz go. Wszyscy go lubią. Dobra, idziemy?
- Pewnie.
Wysiadłyśmy z samochodu. Rozejrzałam się po miejscu w którym się znajdowałyśmy. Zielony ogródek, huśtawka, miejsce na ognisko. Piękne miejsce, pewnie gdyby nie... to, czułabym się tutaj szczęśliwa.
- Carol... Ja chyba jednak nie dam rady. A co, jeśli on wróci? Jeśli on mnie znajdzie i zrobi coś złego tobie, twojej rodzinie i temu chłopkowi? Nie chcę, żebyście cierpieli. Wystarczy, że ja to robię.
- Hej, będzie dobrze. Tak mi przykro z powodu twoich bliskich, ale jestem pewna, że oni są tutaj z tobą. Patrzą na nas i chcą, żebyś walczyła. Liam dzwonił już na policję, teraz ty musisz wkroczyć do akcji. Musimy sprawić, żeby ten mężczyzna poszedł do pudła i nie wyszedł. Alison, musisz walczyć. Zaufasz mi? My damy sobie radę, chcemy tylko TWOJEGO szczęścia.
Akurat gdy dziewczyna przestała mówić, zadzwoniła jej komórka. Od razu nacisnęła zielony przycisk i przyłożyła ją do ucha. Przez chwilę słuchała głosu po drugiej stronie, po czym podała mi telefon mówiąc, że to do mnie.
- Halo?
- Chyba nie myślałaś, że mi uciekniesz? Nie martw się kotku, ja znajdę cię wszędzie, wyjazd do Londynu nic nie da. Nie jestem sam, moi znajomi już cię obserwują. Zresztą wyjrzyj za bramę, Alison.
Niepewnie podeszłam tam, gdzie mi kazał. Po drugiej stronie ulicy stał około czterdziestoletni mężczyzna. Skinął głową w moją stronę.
- Poznaj Paula, on popilnuje cię do czasu, gdy nie przyjadę do ciebie. Zresztą zobacz, już idzie.
Nagle mężczyzna podszedł szybko do bramy i otworzył ją wpisując kod.
- Witaj Alison, wydaje mi się, że spędzimy ze sobą trochę czasu.
- Paul, co tu robisz?- usłyszałam zza siebie. Niewątpliwie był to głos Caroline.
- Wy... Wy się znacie?
- No pewnie, to ochroniarz chłopców. Znając życie będzie obok ciebie 24/7, ale nie martw się, muchy by nie skrzywdził.
Mężczyzna zaśmiał się.
- Tak, muchy by nie skrzywdził. Tylko szkoda, że nie wiesz jak może skrywdzić mnie- szepnęłam. Nikt nie usłyszał.
---
Edited
Siostry Liama tak naprawdę nazywają się Ruth i Nicole, ale drugie imię jest dla mnie po prostu niewygodne. Dlatego na potrzeby opowiadania (czy raczej dla mojej wygody) zmieniłam to.
Nicole=Caroline :)

+ Dziękuję wszystkim, którzy to czytają, to wiele dla mnie znaczy <3

czwartek, 30 maja 2013

Zero.

Ciemnowłosa dziewczyna w kręconych włosach biegła przez las, pędziła jakby zobaczyła ducha. W rzeczywistości było to jednak coś gorszego, to był ON.
Uciekała ze swojego własnego domu... To co tam zobaczyła... Jej matka, jej ojciec, jej trzyletnia siostra. Oni wszyscy nie żyją, tylko i wyłącznie przez nią! Gdyby nie zaczęła tego... Ale od początku.

Dziewczyna miała na imię Alison. Mieszkała z rodziną w lesie niedaleko Wolverhampton. Gdy była mała, przyjaźniła się z Liamem. Tak, Paynem, jakżeby inaczej? Trzy lata temu chłopak zaczął spełniać swoje marzenia i poszedł na casting do X factora. Nie wrócił. To znaczy wrócił, ale nie do niej. Odwiedzał swoją rodzinę, znajomych. Ale nie ją. Nie tą biedną, zapłakaną dziewczynę, która tak potrzebowała jego miłości...
Kilka miesięcy temu dziewczyna przeżyła coś dziwnego. Kiedy udała się do lasu na codzienny spacer, spotkała JEGO. Kim był ON- zapytacie się? W sumie to dziewczyna sama tego nie wiedziała. Po jego głosie wnioskowała, że to mężczyzna w wieku około 30 lat. Zaproponował jej grę. Zaufała mu, co było największym błędem w jej życiu.
Gdy doszli do domku jednorodzinnego, którego nigdy jeszcze nie widziała, praktycznie wciągnął ją do środka. Nie chciała tego, ale on ją zmusił. Zamknął dziewczynę w pokoju i kazał jej patrzeć na straszne rzeczy... Na śmierć. To nie były wcale filmy stworzone w Hollywood. To byli ludzie, których znała... Nie chciała na to patrzeć, próbowała nie patrzeć w tamtą stronę. Ale ON ją zmuszał. Więził ją w małym pokoiku z szarymi ścianami i twardym łóżkiem. Czasami przynosił jej coś do jedzenia, ale zdarzało się to dość nieregularnie.
Spędziła z nim miesiąc, gdy zaczęli rozmawiać. On... opowiadał jej o trudnym dzieciństwie, jego ojcu. Pokazał jej blizny po cięciach, które zostawił właśnie ten mężczyzna. Zaczęli się do siebie zbliżać. Już nie pokazywał jej tych... rzeczy. Był dla niej dobry. Znowu mu zaufała. Stali się dla siebie kimś w rodzaju przyjaciół. Opowiadała mu o wszystkim.... Dowiedział się nawet o uczuciu do Liama, a nikt wcześniej nie usłyszał od niej czegoś takiego. To jemu pierwszemu powiedziała, że chyba kocha Payne'a.
Pewnego dnia dziewczyna obudziła się w swojej klitce. Ku jej zdziwieniu drzwi były otwarte. Zazwyczaj to mężczyzna pozwalał jej wyjść. Nagle tknęła ją myśl, by odwiedzić rodziców. Po prostu wyszła z domu przez okno, nie zdając sobie sprawy z tego, że naprawdę może na tym ucierpieć.
O dziwo trafiła bez problemu, ale jej rodziny jeszcze nie było. No tak, powinni wrócić z pracy dopiero za jakieś dwie godziny. Postanowiła wrócić do NIEGO.
Doszła do małego domku, gdy dostrzegła GO niosącego siekierę. Wyglądał na... złego. Bardzo złego. Postanowiła nie ryzykować i po prostu iść za nim po cichu.
Jakie było jej zdziwienie gdy doszli do jej własnego mieszkania! ON... wszedł tam. Ze środka usłyszała coś w rodzaju krzyku, ale nie wierzyła, żeby ON był w stanie zrobić coś jej rodzinie. Nadal schowana zauważyła jak mężczyzna wychodzi z jej domu. Siekiera, która wcześniej była nieskazitelnie czysta, teraz była... Była w ludzkiej krwi. Tak, to na pewno była ludzka krew.
Dziewczyna zatkała sobie usta drobną dłonią by nie zacząć krzyczeć. Poczekała aż człowiek odejdzie i podkradła się do domu. Weszła tam...To co zobaczyło przeraziłoby każdego. Jej matka leżała z zakrwawioną szyją na łożu... Dziewczyna podbiegła do niej i stwierdziła, że widocznie ON źle się zamachnął i nie zdołał przebić gardła jej matki...
Postanowiła jak najszybciej sprawdzić co z jej ojcem i siostrzyczką... Oni... Ten widok już nigdy nie wymaże się z jej pamięci. Poćwiartowane ciała leżały rozwalone po całym salonie. Jej wzrok skierował się na małą karteczkę na stole. Jej matka była pedantką, nie zostawiłaby jej tutaj. Szybko podeszła by się jej przyjrzeć i już nie mogła nie wybuchnąć płaczem. Na kartce było napisane: Liam.

Dziewczyna szybko wstała i zaczęła uciekać. Uciekać z tego cholernego domu, gdzie to wszystko się stało. Usłyszała daleko od siebie kroki, nie miała wątpliwości. To był ON. Ale musiała UCIEKAĆ! Musiala ostrzec Liama! Teraz wiedziała do czego ON był zdolny...
- Biegnij, Al, biegnij. Pamiętaj o Liamie. ON może go skrzywdzić!

Zrobiła to. Uciekła mu i jak najszybciej wpadła do domu jej dawnego przyjaciela. Wiedziała, że go tam nie będzie, chciała po prostu poinformować o tym Karen, jego mamę. Wiedziała, że kobieta jej pomoże.
- Karen!- wrzasnęła zdenerwowana. Już dawno przeszła z prawie czterdziestolatką na ty.- Błagam cię, szybko!
- Alison?- usłyszała głos kobiety. Po chwili pani Payne wtuliła się w dziewczynę.- Gdzie ty do cholery byłaś?!
- Ja... Porwał nie... ON mnie porwał.
- Jezu dziecko... Kto cię porwał?
- Nie wiem, nie znam go. Ale wiem, że to on odpowiada za te wszystkie morderstwa w okolicy...- do jej oczu napłynęło kilka łez, gdy przypomniało jej się jak pokazywał jej... to wszystko.
- Hej, już jest dobrze. Zaraz zadzwonię do twoich rodziców.
- Jezu... Oni nie żyją. I Caroline też!- wybuchnęła już głośnym płaczem.
- Matko... Idź do pokoju Liama. Ja wszystko załatwię, ty się prześpij. Wyjmij z jego szafki jakąś koszulkę, na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
- Nie będzie miał?- zapytała przechylając głowę na jeden bok. To zdanie było źle skierowane... Wynikało z niego, że Li jest w Wolverhampton.
- Na pewno nie, zresztą powinien niedługo wrócić ze spotkania ze znajomymi. Nie wiedziałaś, że jest w domu?
- Ja pierdolę... Niech pani natychmiast po niego dzwoni! On jest JEGO następną ofiarą! Li musi stąd jak najszybciej wyjechać!
- O czym ty gadasz, Al?
- ON chce zabić Liama, pani syna! Czego pani nie rozumie?!
- Już dzwonię...- powiedziała ściszonym głosem, widać zrozumiała.- Liam? Natychmiast wracaj do domu. Tak, stało się coś. To nie jest rozmowa na telefon, po prostu natychmiast przyjedź!
Kobieta wzięła nastolatkę w ramiona i tuliła dopóki nie usłyszały otwieranych drzwi wejściowych... Zaraz, a jeśli to nie był Liam?!
- Mamo, gdzie jesteś?- usłyszały glos z korytarza.
- Tutaj, Li. Tutaj...
Chłopak wszedł do pomieszczenia, a jego wzrok natychmiast skierował się na młodą brunetkę.
- A...Alison?

środa, 29 maja 2013

Zapowiedź...

Pierwszy zwiastun nowego fan fiction (z zespołem One Direction) ,,It happened".
Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
Liczę na jakiekolwiek komentarze :)