- Może pójdźmy do domu Horana, bo chyba twojej koleżance jest już zimno- spojrzał na mnie.- Chodź, kotku.
Wiedziałam, że nazwał mnie tak specjalnie. Oprócz niego tylko On tak na mnie mówił.
Podskoczyłam lekko gdy mężczyzna objął mnie skierował w stronę willi. W czasie gdy szliśmy nikt nie odezwał się ani słowem, dopiero przed drzwiami głos Caroline przerwał ciszę.
- Alison nie martw się, będzie dobrze. Wchodzimy?
- P... pewnie.
Paul otworzył drzwi i wpuścił nas do środka, sam został pod domem. Czułam się... źle wiedząc, że ten człowiek w każdej chwili może mi coś zrobić. Powiedzmy sobie szczerze, bałam się. Nie tylko o siebie. Bałam się o Liama, bałam się o Caroline i Ruth, bałam się o Geoffa i Karen. I bałam się o chłopców z tego całego zespół. Przeze mnie może im się coś stać, a ja nie mogę do tego dopuścić.
Ucieknę. Tej nocy ucieknę.
- Al, wszystko dobrze?- usłyszałam cichy głos Car zdejmującej buty na koturnach.
- Zakładając, że cała moja rodzina nie żyje? Świetnie- powiedziałam z sarkazmem.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło. Na pewno jesteś gotowa zamieszkać tutaj z chłopakiem, którego nie znasz?
- Tak, dam radę. Dużo już przeżyłam. Ja… mam prośbę. Mogłabyś mi pożyczyć trochę pieniędzy?
Podniosła głowę i spojrzała na mnie uważnie.
- Pewnie, ale proszę cię, nie rób nic głupiego. Nie jestem pewna, czy umiesz o siebie zadbać. Uwierz mi, Alison, my naprawdę się o ciebie martwimy.
- Spokojnie, wiem co robię. Będę tutaj siedzieć i nie mam nawet zamiaru wychodzić z tego domu- skłamałam jej prosto w oczy. Delikatnie złapałam ją za rękę.- naprawdę potrzebuję tych pieniędzy.
-Dobrze- powiedziała po chwili i drugą ręką wyciągnęła portfel ze szmacianej, zielonej torby.
-Dziękuję- mruknęłam, gdy podała mi 300 funtów.
- Nie ma prawy- uśmiechnęła się- a teraz chodź poznać resztę, a nie stoimy tak w korytarzu.
Dziewczyna złapała mnie za rękę i stanowczo pociągnęła w głąb domu jakby bała się, że zaraz się rozmyślę i ucieknę. Co w sumie jest prawdą- pomyślałam.
Weszłyśmy do sporego salonu, urządzonym w jasnych kolorach. Zmarszczyłam delikatnie brwi gdy go zobaczyłam, zdecydowanie był urządzany przez jakiegoś projektanta wnętrz. N a białej kanapie siedział Li, Ruth i trzech chłopaków, a fotele zajmowali starsi Payne’owie. Nikt nie zauważył gdy weszłyśmy, wszyscy byli zajęci rozmową.
-Czeeeeeść chłopcy, to jest Alison. Alison, to są Harry, Zayn i Louis.
- Cześć!- powiedzieli wszyscy razem.
- A gdzie Niall?- zapytała Cat.
- W kuchni- uśmiechnął się Harry- a czego się spodziewałaś? Niall!- krzyknął tak głośno, że aż drgnęłam.
- Co chcesz?- usłyszałam kogoś z wyraźnym irlandzkim akcentem. Od rau zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Alison przyszła, chodź tu!- nadal darł się Harry siedząc na kanapie i zajmując co najmniej trzy miejsca.
Nagle do salonu wpadł blondyn z miską Marshmallowsów. Moje oczy natychmiast zrobiły się większe.
- Cześć, jestem Nialler… czemu tak się patrzysz na moje pianki?
- Ja… Mogę jedną?
Chłopak zawahał się. Dopiero po chwili wystawił do mnie powoli rękę ze słodyczami.
-Ale to tylko dlatego, że słyszę irlandzki akcent- uśmiechnął się.
- Jesteś z Irlandii?- zdziwił się Zayn… Chyba Zayn.
- Tak, gdy miałam cztery lata, przeprowadziłam się z rodziną do Wolvehampton, ale nie zapomniałam o swojej ojczyźnie. Przynajmniej trzy razy w roku wyjeżdżaliśmy do Kinnegad, naszego rodzinnego miasta.
- Jesteś z Kinnegad?- przerwał mi Niall- Ja jestem z Mullingar!
- Naprawdę? To super, nie wiedziałam, że…
- Czekaj! Alison Pierce?
Ze zdziwieniem kiwnęłam głową.
- Chodziliśmy razem do przedszkola, a twoja mama uczyła mojego brata matematyki! Co u niej?
- Ja…
- Przestań ją wypytywać, Niall! Alison potrzebuje spokoju, jest zmęczona, nie?- natychmiast wtrącił się Li.
- Trochę- przytaknęłam.- Niall?- dodałam po chwili- Masz na nazwisko Horan?
- Tak! Pamiętasz mnie?
- Pamiętam jak wyjadałeś mi obiady-
uśmiechnęłam się lekko.
- Dziękuję, że nie musiałam odpowiadać Niallowi i że się wtrąciłeś.
- Nie ma sprawy- uśmiechnął się do mnie Liam.
Siedzieliśmy na łóżku w pokoju gościnnym. Li przyprowadził mnie tu gdy tylko usłyszał, że Horan wypytuje mnie o matkę. Ten pokój też pewnie był urządzony przez projektanta. Biel, czerń i nic więcej.
- Co, podoba ci się?- zapytał się Liam.- Niall specjalnie zatrudnił ludzi, sam by nie potrafił czegoś takiego zrobić.
- Nie podoba mi się- powiedziałam cicho- nie ma w nim nic, co pokazywałoby prawdziwego Nialla. Jak może czuć się dobrze w miejscu, gdzie nic nie jest takie jak on?
- Nigdy o tym nie myślałem… Nieważne. Zaraz pójdę do księżniczki po jakieś ciuchy dla ciebie. Ty w tym czasie idź się wykąpać, ręczniki są w łazience- skinęłam tylko głową na znak, że zrozumiałam.
Gdy chłopak wyszedł ja posłusznie powędrowałam pod prysznic. Dopiero gdy na moje nagie ciało spłynęły pierwsze krople gorącej wody zaczęłam myśleć.
To mój błąd, że mu zaufałam. Dlatego muszę przestać ufać ludziom, oni wcale nie są bezinteresowni. Jedyne osoby, które naprawdę mnie kochały, to moja rodzina. Ale ich już nie ma i to naprawdę boli. Oprócz nich nie miałam nikogo. Nikogo. Dlaczego Liam miałby mi pomagać? On mnie okłamuje, tak samo jak cała reszta. A Caroline? Ona nigdy nie była mi bliska, teraz mnie też okłamuje. Muszę stąd uciec. Tylko gdzie? Przecież przed nimi nie da się uciec. Chyba, że…
Natychmiast zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Zajrzałam do najbliższej szafki, potem do następnej. Dopiero w trzeciej znalazłam to czego potrzebowałam. Delikatnie wzięłam ją w dwa palce, które trzęsły mi się ze strachu. Zamierzam już po prostu skończyć.
Żyletka.
Będzie boleć - pomyślałam i się uśmiechnęłam. Moją rodzinę też musiało boleć.
Powoli przejechałam nią po nodze. Jedno cięcie, drugie. Chciałam cierpieć tak jak oni zanim umrę.
Ciepła krew spłynęła na płytki, amoje oczy zapełniy się łzami.
Płakałam tak jak oni.
Na przedramieniu wypisałam sobie imiona osób, ktore przeze mnie zmarly.
Barbara, Jared, Caroline.
Skóra piekła mnie niesamowicie.Wiedziałam, że muszę to skończyć. bo inaczej zmienię zdanie. Przyłożyłam żyletkę i zrobiłam głębokie cięcie. Drgnęłam, gdy usłyszałam, że ktoś wchodzi.
- Al, pukałem, ale nie... Matko, Alison, co ty zrobiłaś?! Chłopcy, dzwońcie po karetkę!- usłyszałam głos Liama.
- On jest niedaleko, uważajcie na siebie- szepnęłam resztkami sił i zamknęłam swoje duże, brązowe oczy.
W białej, wyczyszczonej na błysk sali szpitalnej znajdującej się na piątym piętrze szpila św. Patryka w Londynie znajdowało się tylko jedno małe okno. Promyki grudniowego słońca przeciskały się przez nie do środka ciekawe, kto dziś znalazł się w pomieszczeniu. W końcu snop światła wpadł na twarz dziewczyny. Pięknej dziewczyny. Brązowe lokii spływające na drobne ramiona, pełne, czerwone usta ukazujące równe zęby... Była idealna.
Ale dlaczego dziś, w Boże Narodzenie, dzień gdy nikt nie powinien być sam, w jej pokoju było pusto? Dlaczego tak bardzo nie chciała się obudzić? Bała się?
Ja na jej miejscu bym się poddała. Ale ona tego nie zrobi. Już za kilka dni, gdy tylko wybuchną pierwsze noworoczne fajerwerki, otworzy oczy. Wstanie z łóżka i wyjdzie z sali pewna siebie jak jeszcze nigdy. Nauczy się walczyć z bólem i przeciwnościami losu. Znajdzie człowieka, który jej to zrobił.
Poznacie nową Alison. Alison zdolną do zabijania. I dopiero teraz ta historia się zacznie.
Jejku, końcówka niesamowita, nie mogę doczekać się nn!
OdpowiedzUsuń+ nie wiem dlaczego, ale piosenka mi nie działa u gory :/
/sheneedstobefree.blogspot.com
Już powinno działać :)
UsuńNo i naprawdę opowiadanie się dopiero teraz zacznie ;)